Starsi użytkownicy Internetu mogą pamiętać, że na stronie mateuszbartel.chessbrains.pl prowadziłem, przez pewien czas dość aktywnie, szachowego bloga. Strona ta miała swoje grono fanów i jednym z nich był Artur Czyż, jeden z najważniejszych działaczy Klubu Szachowego Polonia Wrocław. To on namówił mnie, abym powrócił do prowadzenia tego typu działalności i mam nadzieję, że znajdą się osoby, które chętnie będą czytać moje kolejne wpisy. Tematyka będzie zupełnie losowa, ale zawsze będzie dotyczyła szachów. Gorąco zapraszam!
Na pierwszy ogień wystartuję z materiałem wprowadzającym w Drużynowe Mistrzostwa Europy. Tym razem, po raz pierwszy od 2007 roku, nie będę w nich uczestniczył jako zawodnik, ale jako trener. Moimi podopiecznymi będą zawodnicy Szwajcarii. Z tej bezpiecznej odległości będę miał możliwość przyglądania się grze i wynikom polskich zawodników, a może i cieszyć się z końcowych sukcesów. O tych, oczywiście, nie sposób mówić przed startem, ale już rzut oka na listy startowe daje wyobraźni spore pole do popisu.
W turnieju open Polska widnieje na wysokim trzecim miejscu, a w sekcji Pań drużyna znad Wisły rozstawiona jest z czwórką. O ile dla kobiet to ugruntowana pozycja na szachowej mapie Starego Kontynentu, to panowie nigdy nie startowali z tak dużego pułapu.
Myślę, że nie tylko ja, ale również wszyscy kibice z zaciekawieniem i nadziejami będą spoglądać na poczynania podopiecznych Bartosza Soćki. Skład drużyny jest dokładnie ten sam jak w ubiegłym roku, na Olimpiadzie: Duda, Wojtaszek, Piorun, Tomczak, Dragun. Przypomnijmy – przed rokiem, także w Batumi, Polacy – po rewelacyjnej, zapierającej dech w piersiach, walce – zakończyli zawody na, najwyższym od dekad, czwartym miejscu. Do tego, przez znakomitą część turnieju znajdowali się na czołowych pozycjach w tabeli, pokonywali takie potęgi jak Rosja, Stany Zjednoczone czy Ukraina, a ulegli jedynie Chińczykom, którzy potem zdobyli złote medale. Nasi zawodnicy nie tylko grali na wyjątkowym poziomie, ale również dostarczyli nam niesłychanych emocji – wszystkie mecze obfitowały w wydarzenia, działo się naprawdę dużo, a „akcja” trwała do ostatnich posunięć w partii Jacka Tomczaka – gdyby zawodnik ze Śremu wygrał ostatnią partię, to Polska wracałaby z Batumi z sensacyjnym złotem.
Postawa naszych zawodników, a także fakt tego, że w składzie mamy dwóch zawodników stabilnie posiadających ranking powyżej 2725, sprawia, że jesteśmy i musimy być wymieniani jako jedni z faworytów turnieju. Tyle, że należy pamiętać, że w turnieju open, w przeciwieństwie do turnieju kobiecego, stawka jest bardzo wyrównana, więc kolejność na liście startowej nie przekłada się na późniejsze wyniki. Warto też dodać, że trzecie miejsce według średniego rankingu to efekt tego, że większość ekip nie przyjechało do Batumi w najmocniejszych składach – napięty grafik turniejowy sprawił, że zawodnicy 2700+ chętnie z DME rezygnowali. Z drugiej strony, nasza drużyna ma średni ponad 2680, więc osłabione drużyny nawet w swoich optymalnych składach nie byłyby od nas silniejsze. Tym niemniej, Azerowie z Radżabowem, Węgrzy z Rapportem, Leko i Almasim, Izraelczycy z Gelfandem i Sutowskim, Ukraińcy z Ponomariowem, Kryworuczką, Eljanowem i Korobowem czy Francuzi z Vachier-Lagravem, Fressinetem i Bacrotem, stanowiliby dużo większe wyzwanie. Wielu gwiazd brakuje też w drużynie Rosjan (nie przyjechali Karjakin, Griszczuk czy Niepomniaszczy), ale akurat w przypadku tej ekipy nigdy nie wiadomo czy lepiej walczyć z sytymi niedźwiedziami czy z głodnymi sukcesu wilkami. Dość powiedzieć, że debiutującym w składzie Rosjan jest Kirył Aleksiejenko, który kilka dni temu nieomal wygrał Grand Swiss na Wyspie Man. Rosjanie, pomimo tego, że wysłali drugi garnitur graczy, są bez wątpienia największymi faworytami zmagań. Drugi numer mają Anglicy, którzy od czasu, gdy w drużynie nie gra Nigel Short, zaczęli… grać dużo lepiej. Ich skład zazwyczaj był wysoko notowany, ale grał poniżej oczekiwań. Jednak zarówno na ostatniej Olimpiadzie, jak i na DMŚ zawodnicy spod znaku trzech lwów zaczęli grać tak jak potrafią.
W czołówce będzie bardzo ciasno, a różnice między sukcesem, a dalszą lokatą zależeć będą od detali. Batumi sprzyjało naszym graczom w zeszłym roku, mam nadzieję, że będzie tak i tym razem. Bardziej jednak niż w lokalizację wierzę w trenerskie umiejętności Bartosza Soćki. To wielkie szczęście, że znalazł się w naszym kraju ktoś taki jak Bartosz – człowiek z charakterem, wizją i charyzmą. Nasz kapitan potrafił na zeszłorocznej Olimpiadzie stworzyć drużynę z grupy indywidualistów, a wyniki przerosły oczekiwania. Oczywiście, coś co działało rok temu, nie musi zawsze przynosić efektów, ale ja jestem dobrej myśli. W tę ekipę chce się wierzyć i jej kibicować, nawet wówczas, gdy nie jestem jej częścią. To zresztą być może kolejna dobra decyzja trenera – kiedy zabrakło mnie na Olimpiadzie w Batumi (a był to pierwszy raz od 2006 roku kiedy nie byłem w reprezentacji), wynik był świetny. Może to jest właśnie klucz do sukcesów?
O ile u panów w składzie mamy powtórkę z zeszłego roku, to u Pań wiele się zmieniło. Przede wszystkim nastąpiła zmiana na stanowisku trenera kadry. Sprawującego swoją funkcję ponad 20. lat (!!!), legendarnego Marka Matlaka, zastąpił Bartłomiej Heberla. Myślę, że przygoda trenera Matlaka z kadrą kobiet zasługuje nawet nie tyle co na szerszy artykuł, ale na obszerną książkę, więc nie będę opisywał jego kolejnych sukcesów na Olimpiadach czy DME. Jasne jest natomiast, że trener Heberla nie będzie miał łatwego zadania. Wchodzi do drużyny, która od lat działała według pewnych wzorców i schematów, osiągała wyniki i zawsze mierzyła wysoko. Aby odnaleźć się w takim środowisku potrzeba będzie wytężonej pracy, cierpliwości i przebrnięcie przez nieodgadnione meandry kobiecej psychologii. Życzę Bartkowi wielu sukcesów i jak najmniej siwych włosów będących efektem tej współpracy!
Jeśli chodzi o skład, to również nie brakuje niespodzianek. Szkielet pozostał niezmieniony, bo nikt nie wyobraża sobie ekipy bez Moniki Soćko, Jolanty Zawadziej oraz Kariny Cyfki (do niedawna Szczepkowskiej), ale już pozostałe dwie zawodniczki mogły być inne. Podczas ubiegłorocznej kampanii w Batumi skład uzupełniały Klaudia Kulon oraz Anna Warakomska, które zagrały zdecydowanie poniżej oczekiwań i w tym roku trener dał szansę Joannie Majdan oraz debiutantce, Alicji Śliwickiej. Cieszy zwłaszcza szansa dla Alicji, bo reprezentacja potrzebuje świeżej krwi i rywalizacji. Nasze najlepsze zawodniczki, w przeciwieństwie do zawodników, ugrzęzły na swoich rankingach i od wielu lat dryfują czy to w okolicach 2450 (Monika) czy to w okolicach 2400 (Jola i Karina). Presja ze strony młodzieży mogłaby zachęcić do wytężonej pracy i progresu.
Skład, który zagra w Gruzji, na pewno będzie się liczył w walce o medale. O te jednak będzie trudno, bo – jak zwykle – Rosjanki, Gruzinki oraz Ukrainki (choć te są osłabione brakiem sióstr Muzyczuk) na papierze są dużo mocniejsze. Nasze panie już jednak nie raz udowadniały, że należą do europejskiej i światowej czołówki, a bać mogą się ich wszystkie drużyny, bez względu na ranking.
Pierwsza runda turnieju już jutro, o g. 13:00 czasu polskiego. Transmisja będzie dostępna na wszystkich popularnych portalach. Nasze drużyny zapewne spotkają się z Białorusią (sekcja open) oraz Grecją (sekcja kobiet). Tylko zwycięstwo, Polacy!
A na zakończenie, pozycja z mojej ostatniej partii w drużynie narodowej, podczas DME 2017 (nie znalazłem prawidłowej drogi i przegrałem). Białe zaczynają i wygrywają.
Źrodło zdjęcia: PZSzach (fot. Magdalena Błachuta)
Zostaw komentarz