Janek Duda w półfinale Grand Prix FIDE w Hamburgu! Startuje KPE.
Zanim przejdę do bieżących wydarzeń, to odniosę się do reakcji na mój poprzedni wpis. Co prawda „reakcje” to słowo przesadzone – jak zwykle mało jest aktywności Czytelników czy to na stronie Polonii, gdzie publikowane są moje materiały, czy to na FB, gdzie o nich informuję. Zwłaszcza media społecznościowe bazują na aktywnym uczestnictwie członków społeczności, a z jakiejś przyczyny szachiści niechętnie nacisną choćby na prosty „like”, nie mówiąc o komentarzu. Brzmi to jakbym żebrał o klikalność, ale prawda jest taka, że w przypadku jakiejkolwiek rozmowy z potencjalnym sponsorem rozmowa schodzi często na szczegóły dotyczące różnych Facebook’ów, Twitter’ów oraz Instagram’ów. Trudno zainteresować kogoś współpracą mając tak minimalne reakcje ze strony Czytelników.
Bardziej chciałem jednak skupić się na tym, że doszły mnie słuchy, że wiele osób nie spodziewało się tonu, w jakim opisałem występ naszych drużyn na DME w Batumi. Na szczęście (dla mnie) nikt nigdzie stwierdził, że przekroczyłem granicę, ale wyłożenie „kawy na ławę” było podobno niespodzianką. Cóż, z mojego punktu widzenia na wszystko jest miejsce – i na krytykę i na słowa pochwały. Komentarze powinny być adekwatne do wyniku. Nie lubię, gdy popada się w euforię po niezbyt wyjątkowych osiągnięciach, nie lubię lamentowania po wynikach tylko trochę słabszych niż oczekiwane. Ocena zawsze musi być obiektywna i możliwe pozbawiona osobistych sympatii czy antypatii. To oczywiście trudne (w moim przypadku jakby podwójnie, gdy piszę o polskich zawodnikach), aby być zupełnie bezstronnym, ale możliwe. Dlatego z zaskoczeniem obserwowałem niektóre komentarze podczas DME, które dalekie były od obiektywności. Polacy zagrali tam po prostu słabo, a niektóre błędy nigdy nie powinny się przytrafić. Bardzo chciałbym napisać, że było inaczej, że nasze drużyny przez cały turniej walczyły o medale i tym podobne. Nasze drużyny skończyły w drugiej dziesiątce i z perspektywy turnieju nie zasługiwały na nic więcej. Taka była prawda.
**********
DME to już przeszłość, a szachowe wydarzenia kręcą się jak karuzela. Liderów naszej ekipy na DME już kilka dni później mogliśmy (możemy!) oglądać podczas trzeciego etapu GP w Hamburgu. I ogląda/ło się ich dużo lepiej! Co prawda, Radek Wojtaszek odpadł z Aleksandrem Griszczukiem, ale faworyzowany Rosjanin musiał zmagać się z wysoko zawieszoną poprzeczką. Ostatecznie, po dwóch remisach w szachach klasycznych, Polak musiał uznać wyższość Rosjanina w drugiej partii dogrywki. Ta partia pełna była emocji, a Wojtaszek walczył jak lew, grając bardzo ofensywnie (12…g5!?) i do przodu. Szkoda, że nie wykorzystał wszystkich swoich szans (znakomitą okazją było 24…Wxg2!), bo ten mecz był do wygrania. Gdyby Radkowi udało się zwyciężyć, wówczas nadal byłby w grze o miejsce w turnieju kandydatów. Teraz, choć przed nim jeszcze jeden turniej w Tel-Awiwie, szanse – jeśli są – spadły niemal do zera (informacje o Grand Prix oraz wyniki są na stronie Wikipedii).
Po słabych wynikach w pierwszych dwóch etapach GP, szans na miejsce w turnieju pretendentów nie miał Janek Duda. Być może zmniejszona presja sprawiła, że Polak do Hamburga pojechał „pograć”, a nie „wygrywać”. W każdym razie, Janek w Niemczech radzi sobie świetnie. Najbardziej w jego partiach podoba mi się to, że on nie unika gry; wręcz przeciwnie – zawsze jej szuka, wierząc w to, że da radę pokonać każdego przeciwnika. Od wczoraj jestem na Klubowym Pucharze Europy (o czym nieco niżej) i już dwa razy musiałem odpowiadać na pytania „słuchaj, a co ten Duda tak świetnie gra, co on robi, że tak dobrze mu idzie”. Nie umiem wyjaśnić fenomenu Janka – bo to, że jest on zawodnikiem wyjątkowym oczywiste jest dla każdego. Być może kiedyś poświęcę trochę więcej czasu, żeby „rozebrać” go na czynniki pierwsze, ale na razie wolę skupić się na osiągnięcach w Hamburgu.
W pierwszej fazie Janek mierzył się z Janem Niepomniaszczym (swoją drogą, nie wiem jak ludzie mogą preferować zapis „Nepomniachtchi, który nie dość, że jest zupełnie niepoprawny, to do tego nie da się go przeczytać). Faworytem był Rosjanin, który był najwyżej notowanym graczem w tym turnieju, a do tego – w szachach klasycznych – miał korzystny wynik z JKD – 2 wygrane i 2 remisy. Duda pokazał jednak, że potrafi sobie radzić z takimi przeciwnościami i już w pierwszej partii pokonał popularnego „Nepo”. Najciekawsze w partiach Janka jest to, że – zwłaszcza siedząc przed komputerem – wydaje się, że debiut rozgrywa on po prostu słabo. Często, faktycznie, jego gra w tej fazie jest mocno podejrzana, ale nawet jeśli stoi gorzej, to przeciwnik ma ogromne problemy do rozwiązania. We wspomnianej partii silniki szachowe szybko wskazywały na to, że czarne nie mają problemów (a może nawet stoją lepiej), ale Duda, nieco później, miał wygraną pozycją już po 23 posunięciach (swoją drogą 23…e4?? stanowi dla mnie nie lada zagadkę). Skoro tak można grać przeciwko zawodnikowi 2750+, to można tak grać z każdym. I Janek robi to codziennie!
W partii rewanżowej ,Duda znowu kontrowersyjnie rozegrał debiut, stanął stabilnie gorzej, ale partię obronił i awansował do dalszego etapu. Ta historia powtórzyła się w następnej rundzie, bo w pierwszej partii z Chińczykiem Yu, Janek wpadł w tarapaty w Partii Rosyjskiej. I cóż, faktycznie białe po debiucie zapewne stały lepiej, a może nawet dużo lepiej, ale Polak partię wybronił (zachęcam jednak do sprawdzenia partii, bo możliwość sugerowana przez komputer, tj. 14.Sf6+, gxf6 15. Ge3!? jest wyjątkowo…komputerowa!). W drugiej partii mini-meczu faza debiutowa Janka znowu nie była imponująca – to Chińczyk wydawał się lepiej przygotowany, ruchy wykonywał szybko, a silniki szachowe oceniały, że czarne nie mają się na co uskarżać. Wydawało się, że Yu nie powinien mieć w tej partii problemów, ale z Dudą nigdy nie jest lekko. Janek bardzo szybko postawił przed przeciwnikiem praktyczne problemy i wykorzysytwał każdą szansę na to, aby utrudnić przeciwnikowi życie. Oczywiście, można powiedzieć, że gdyby nie feralne 32…Kh3??, to Polak partii by nie wygrał, ale tego typu błędy nie biorą się z niczego – jeśli zawodnik jest naciskany przez kilkadziesiąt posunięć, to w końcu się myli. A JKD daje szanse na to, żeby się pomylić!
Jutro, w półfinale GP, Duda zacznie batalię z Daniłem Dubowem. To starcie zapowiada się pasjonująco, bo obaj są bardzo ambitni, kreatywni, nieustraszeni i bezkompromisowi. Ale Janek jest lepszy!
Ja, tak jak wspominałem, reprezentuję od dzisiaj barwy klubu AVE Novi Bor podczas Klubowego Pucharu Europy. Dla Czechów gram już po raz dziesiąty, a przez te wszystkie lata zagrałem łącznie 48 partii, wygrywając 26, remisując 13 i przegrywając 9, co dało mi dwa złote medale na szachownicach (2011 oraz 2014). Ważniejsze jest jednak to, że klub, które barwy mam zaszczyt reprezentować, zdołał w tym czasie zdobyć naprawdę sporo: w 2013 triumfował w rozgrywkach, w 2014 oraz 2018 był drugi, a w 2011 roku skończył na najniższym stopniu podium. Całkiem nieźle. W tym roku, niestety bez Radka Wojtaszka, który zrezygnował z gry z uwagi na nadmiar startów, drużyna rozstawiona jest z trzecim numerem i na pewno będzie liczyła się w walce o podium. Zmagania rozpocząłem od wygranej, choć nie powinno być to zaskoczeniem, bo różnica rankingowa była bardzo duża. Z drugiej strony, już nie raz zdarzały mi się wpadki z niżej notowanymi rywalami, więc również i ta wygrana cieszy!
Klubowy Puchar Europy to jeden z moich ulubionych turniejów, ale co roku biję się z myślami, dlaczego na tym wydarzeniu nie ma polskich drużyn. O ile jestem w stanie zrozumieć to, że najlepsze drużyny nie chcą wysyłać składów (żeby wystawić drużynę walczącą o medale, trzeba mieć bardzo duży budżet, żeby powalczyć o top-1o także niemały), ale już dlaczego nieco słabsze drużyny, w których każdy z zawodników płaci za siebie, nie wysyłają drużyn „amatorów”, aby być częścią szachowego święta – tego nie wiem. Oczywiście, nie jest to tanie przedsięwzięcie, ale jesteśmy jednym z nielicznych krajów, który przez ponad dekadę nie wystawił drużyny w sekcji Open. Przykre.
Źródła zdjęc: 1) Magdalena Błachuta, Strona FB PZSzach 2) FB klubu Novi Bor
[…] Kontynuacja odcinka 106 – Artur Jakubiec, wiceprezes PZSzach ds. sportu wyczynowego (MAT 5-2019) link […]
[…] link […]
[…] Kontynuacja odcinka 182 link […]
[…] link […]
[…] link fot. Magdalena Błachuta/PZSzach […]
Witam
Trzeba przyznać, że Polacy bardzo źle znoszą porażki i starają się je wypierać. Widzimy to nie tylko w szachach, ale i w życiu. Przekonanie, że jesteśmy narodem wybranym, w którym są sami bohaterowie jest całkowicie bezsensowne, ale promowane przez wszelkiej maści „intelegentów”. Trudno więc nam przyjąć do wiadomości, że można też ponosić porażki, czy tak jak na DME klęski. Bo tak obiektywnie ten wynik nazwać trzeba. Tu warto wspomnieć o kilku aspektach, o których nie wspomniałeś (lub ich nie zauważyłem). 1.Rola trenera. U nas przyjęło się, że trener ma pomagać zawodnikom wyselekcjonowanym poprzez odpowiednie regulaminy. Jednakże w wielu dyscyplinach, a i w innych państwach zapewne podejście do zawodów drużynowych może być też inne. To trener dobiera skład. I w związku z tym też i ponosi odpowiedzialność za wynik. Czasem, tak jak w tym wypadku jadą na zawody teoretycznie najlepsi, ale niektórzy jak się okazało bez formy. Być może, gdyby trener miał większe pole do manewrów zdecydowałby się na wprowadzenie pewnych zmian w składzie? 2.Warto się też zastanowić, czy zawodnik sam widząc, że ma spadek formy nie mógłby zrezygnować ze startu. U nas zapewne od razu posypałyby się komentarze (zapewne w większości negatywne (nawet nie chce mi się podawać przykładów). Tu oczywiście również większa byłaby rola trenera, który musiałby określić, czy dana rezygnacja ma według niego sens, czy też nie.
3.Zmiana trenera reprezentacji kobiet. Praca z jednym trenerem przez wiele lat ma pewne minusy, ale ma też aspekty pozytywne. Trener zna bardzo dobrze zawodniczki. Wie jak sprawić, by się dobrze czuły, a co za tym idzie dobrze im się grało. W naszej reprezentacji nastąpiła zmiana i być może wyszło jeszcze pewne niezrozumienie trenera z zawodniczkami. I to mogło też mieć wpływ na wynik.
1) Z rolą trenera są oczywiście dwie szkoły. Myślę, że w realiach naszego kraju, gdzie brak szkoleniowców, którzy mogliby pracować z kadrą (a zagraniczni szkoleniowcy są raczej poza zasięgiem związku), trudno żeby trener miał ryzykować posadą. Gdyby Związek wyrzucił Bartosza Soćkę, to zwyczajnie nie miałby kogo wstawić na jego miejsce. Zresztą, w obecnych regulaminach trener ma pewne pole do manewru. Akurat, nieszczęśliwie, złożyło się tak, że Jacek Tomczak, który był nominowany przez trenera zagrał słabo. Myślę, że w tym roku trener miał dokładnie taki skład jaki chciał. Szkoda, że nie wyszło.
2) To ciekawa koncepcja. Raczej jednak niezbyt realna, bo mało kto dobrowolnie przyznałby się do słabości. Przecież żyjemy w czasach, gdzie wszyscy są „zwycięzcami”.
3) Na pewno kadra kobiet przechodzi teraz okres zmian i na pewno zmiana trenera miała wpływ na wynik. Z drugiej strony, ostatnio mam wrażenie, że panie idą w dół i obawiam się, że ta tendencja się utrzyma. Chyba, że coś nas zaskoczy. Oby!
Dzięki za świetny wpis!
Co do aktywności w mediach społecznościowych: czytam ten wpis na telefonie po kliknięciu w link z Facebooka. Nie widzę jak dać lajka fejsowego na stronie z notatką, pewnie muszę wrócić do fejsa. Nie jest to trudne, ale na pewno zapomnę 🙂 Może warto poprosić administratora technicznego strony, żeby zainstalował wtyczkę do Facebooka? Obiecuję wtedy zawsze zostawić mojego lajka 🙂
Świetnie, że podałeś motywację do lajkowania – na codzien jako użytkownik nie widzę wpływu moich polubien, ale jeśli pomoże to Wam w rozmowach że sponsorami to z przyjemnością będę klikać.
Pozdrawiam ciepło!
Dzięki za wskazówki!
Szachiści z natury są … mało wylewni. Przeczytają … i cześć. „Rozbujanie” środowiska szachowego, tak aby była „oglądalność” i „klikalność” wydaje się dużym wyzwaniem. Może, gdy wejdzie w nasz świat szachowy to pokolenie z „Edukacji przez Szachy w Szkole”? Będzie lepiej?
Tekst … bardzo fajny i zgadzam się z tezami postawionymi zarówno na temat występu drużyn w DME jak i gry JKD.