Polskie zespoły, tak panów jak i pań, skończyły Drużynowe Mistrzostwa Europy na 12. miejscu. W obu turniejach, zasłużenie, triumfowali Rosjanie i Rosjanki.
Kiedy, nie tak dawno, po raz pierwszy wpisywałem się na tej stronie, liczyłem, że dzisiaj będę miał możliwość opiewania wyników jednej bądź obu polskich drużyn. Niestety, jedyne słowo, które przychodzi mi namyśl odnośnie skomentowania wyników drużyn trenerów Soćki i Heberli to: koszmar. Takich męczarni, myślę, nie spodziewał się nikt. Drużyny rozstawione z numerami 3. (panowie) oraz 4. (panie) miały bić się o czołowe miejsca, a ani przez moment żadna z nich nie włączyła się do walki o medale. Gorzej spisały się panie, które skończyły na 12 pozycji wygrywając z ostatniej rundzie z Gruzją, ale z zamiast z pierwszą to z trzecią drużyną. Panowie na to miejsce spadli po minimalnej porażce w 9. rundzie z Rosjanami (dla których wygrana okazała się niezbędne do zdobycia złota), więc pozostawili po sobie nieco lepsze wrażenie, ale tylko minimalnie. Oglądanie występów naszych reprezentacji nie było tym razem przyjemne, żeby nie powiedzieć ogromnie odpychające.
4-2-3 – taki był bilans obu reprezentacji, co dało nam ledwie 1 punkt meczowy ponad 50%. Pozytywnych momentów było naprawdę niewiele, a pojedyncze niezłe mecze z dużo niżej notowanymi reprezentacjami (wyjątkiem była wygrana kobiet z Francuzkami) nie potrafiły osłabić goryczy porażek i remisów. W obu ekipach na pewno dojdzie do gruntowanej analizy tego, co się stało. Ja jeszcze rzucę okiem na indywidualne występy zawodniczek i zawodników:
1. Jan-Krzysztof Duda 5,5/9, +0,6 ELO. Janek zagrał w miarę normalnie. Zawsze mam wobec niego wysokie oczekiwania, więc każdy turniej „na zero” uważam, za lekkie niepowodzenie i jako fan jego talentu nie jestem specjalnie zadowolony. Tym razem jego gra specjalnie nie porywała i wydawała się nieco nie w Janka stylu. Elegancka wygrana z Kowalewem i wypunktowanie Indjica to dla gracza tego poziomu minimum przyzwoitości. Po nieco głębszej analizie widać jednak, że Duda nie bardzo jak miał „ukłuć” coś więcej – czarnym kolorem grał z Navarą, Solakiem, Kulaotsem, Raggerem oraz Andreikinem. Komplet remisów z tymi graczami nikogo nie powinien dziwić (choć nawet o to nie było prosto, bo Kulaots był przecież o krok od wypunktowania JKD). Do Janka, nawet bardzo chcąć, nie można się zatem za bardzo przyczepić, choć oczywiście chciałoby się, aby zawsze wygrywał najwięcej jak się da.
2. Radosław Wojtaszek 5/8, -4 ELO. Nasz długletni lider, podobnie jak Duda, także nie przegrał żadnej partii. Mimo to jego występ był poniżej oczekiwań. W lepszej formie. Radek – na pewno! – zapunktowałby w starciach z Turcją (Yilmaz) oraz Austrią (Dragnev), gdzie siadał do gry białymi z dużo niżej notowanymi rywalami. Szkoda, bo zawody w Batumi Wojtaszek rozpoczął od łatwego pokonania Viktora Laznicki. To był, niestety, jego najlepszy moment w turnieju.
3. Kacper Piorun 2,5/6, -10,7 ELO. Rok temu w Batumi, Kacper nie zaznał goryczy porażki, pokonując m.in. Nakamurę czy Fressinet’a. Tym razem po jego zeszłorocznej formie nie było śladu, a wicemistrz Polski grał po prostu słabo, zupełnie nie tak potrafi. Dość powiedzieć, że w 6 partiach wygrał tylko raz i to pomimo tego, że w partii z Ivicem podstawił (lub nie docenił) prościutkie uderzenie taktyczne, w efekcie którego jego przeciwnik ze stabilnie gorszej pozycji dostał stabilnie lepszą. Na szczęście, tamtą partię Kacper odwrócił, ale w innych nie było już tak dobrze. Piorun w ostatnich trzech turniejach stracił ok. 45 punktów i jest w widocznym kryzysie. Mam nadzieję – i jestem pewien – że za chwilę o tym niemiłym okresie nie będziemy już pamiętać i Kacper wróci na okolice rankingu 2650, a może i jeszcze wyżej. Nie ma jednak wątpliwości, że teraz znalazł się w słabym momencie kariery, którego na DME nie udało się odwrócić.
4. Jacek Tomczak 1/5, -20 ELO. W gruzińskim kurorcie, Jacek dotychczas czuł się świetnie. Został tutaj mistrzem świata juniorów do lat 16, a przed rokiem uzyskał na Olimpiadzie wynik rankingowy ponad 2800, pokonując po drodze Władimira Kramnika. Magia miejsca tym razem nie zadziałała, a Jacek był cieniem samego siebie. Czasami bywa tak, że nie działa nic i tak chyba było w przypadku Jacka. Debiuty, które ostatnio zawodnik ze Śremu mocno „podrasował” tym razem były niemal w każdej partii zaczątkiem kłopotów. Kłopoty, z których Jacek zawsze potrafił wychodzić fenomenalnie, tym razem okazywały się nie do przejścia. A nawet jak się okazywały (vide partia z Shirovem), to potem i tak znów się pojawiały. To nie był turniej Jacka.
5. Kamil Dragun 5,5/8, +9,4 ELO. Jedyny polski zawodnik, który z Gruzji może wyjeżdżać z podniesioną głową, ale zarazem najbardziej dramatyczna postać w obu ekipach. Jego partia z drugiej rundy z Jirim Stockiem z Czech mogła odmienić losy występu Polaków. Gdyby Kamil skasował wieżę, to Polacy pokonaliby Czechów, a wtedy mogliby nabrać wiatru w żagle. Zamiast tego Dragun się ośmieszył, Polacy przegrali i stoczyli się w tabeli. Nie stoczył się za to Kamil – po pauzie w trzeciej rundzie grał już do końca, przeplatając wygrane z remisami, wygrywając dla drużyny mecz z Rumunią i broniąc remisu z Hiszpanią. Niewiele osób potrafiłoby się podnieść po takie wpadce, a mistrz Polski pokazał, że choć wygląda niewinnie, to potrafi być prawdziwym wojownikiem i twardzielem. Brawo!
Po namyśle postanowiłem nie oceniać Pań – wolę się nie narażać. Wszystkie zagrały słabo bądź przeciętnie, więc trudno byłoby znaleźć mi jakieś pozytywy, a jednym nieodpowiednim słowem mógłbym się narazić. Tym niemniej, warto zauważyć, że drużyna potrzebuje mocnego impulsu. Wieloletnie liderki notowane są najniżej od lat (Soćko najniżej od 15 lat, a Zawadzka od 5), a młodzież niespecjalnie naciska. Cieszy debiut Alicji Śliwickiej, ale ostatecznie nie okazał się on przesadnie udany. Mimo to, mam nadzieję, że Alicja będzie zmotywowana zmianą otoczenia i szybko doszlusuje do rankingu 2400, czyli minimum przyzwoitości dla czynnie grającej arcymistrzyni. Drużyna narodowa potrzebuje świeżej krwi jak kania dżdżu.
Chociaż losy tytułu ważyły się do ostatnich chwil (Iwańczuk wypuścił wygraną i próbował przebić twierdzę Ivana Sarica w znanej, remisowej pozycji hetman z pionem g5 na wieżę z pionem f7), to ostatecznie na pierwszym miejscu stanęli Rosjanie. Bez wątpienia, był to triumf zasłużony, bo Rosjanie byli najlepsi indywidualnie na pierwszej, drugiej oraz trzeciej szachownicy. Zawody, myślę, powinni wygrać bardziej przekonująco, ale dość niefortunne remisy w rundach 7 i 8 sprawiły, że musieli o swój sukces walczyć do ostatnich chwil, pokonując po zaciętym meczu naszych panów.
Drugie miejsce Ukrainy to, mimo wszystko, niespodzianka. Z weteranem Iwańczukiem oraz czterama arcymistrzami z kryzysie nie wydawali się specjalnie groźną ekipą. Podopieczni Aleksandra Sulypy, poza Moisiejenką, grali jednak znakomicie, wszyscy uzyskując wyniki rankingowe powyżej 2750. Do złota zabrakło im naprawdę niewiele.
Na najniższym stopniu podium stanęli Anglicy, którzy udowodnili, że…bez Nigela Shorta są po prostu lepsi. Były wicemistrz świata słynie z mocnego, kontrowersyjnego charakteru, co w ekipie prowadziło do wielu konfliktów. Kiedy Shorta nie ma, Wyspiarze są naprawdę groźni – 5. miejsce na zeszłorocznej Olimpiadzie, 2. miejsce na Drużynowych Mistrzostwach Świata, a teraz brąz DME. Baba z wozu, koniom lżej, chciałoby się rzec!
Kiedy pisałem o turnieju kobiet na półmetku, zakładałem, że Rosjanki po złoto sięgną na luzie. Realnego zagrożenia dla ich sukcesu nie było, ale w 8. rundzie o wyniku 2-2 z Armenią zadecydowała wygrana Kateryny Łachnio w końcówce W+G na W. Gdyby pochodząca z Ukrainy zawodniczka partię zremisowała, wówczas Rosjanki ściagłyby się z Gruzinkami w wartościowości pomocniczej. Łachnio wygrała jednak dość pewnie, co w sumie mnie nie zaskoczyło. Rosjanki, jeśli chodzi o Europę, są teraz dużo lepsze od konkurencji – w pełni profesjonalne, z dwoma trenerami, planem startów dopasowanym pod najważniejszy turniej w roku i tak dalej. Chciałoby się, żeby czasami nie wygrywali najlepsi, ale z drugiej strony – Rosjanki są po prostu o klasę wyżej niż cała reszta.
Srebrne medale zawisły na szyjach gospodyń, które w ostatniej rundzie walczyły…ze swoimi rodaczkami z drugiej drużyny. Już sam fakt tego, że w ogóle dopuszczane są drugie drużyny jest nie do końca zgodny z duchem rywalizacji, ale dopuszczenie do tego, żeby ekipy z jednego kraju grały przeciwko sobie w ostatniej rundzie jest zupełnie niedopuszczalne. Dziwne kojarzenie to oczywiście wina decydentów, a nie Gruzinek, które grały na wysokim poziomie i napędziły trochę stracha faworytkom. Swoją drogą, zaskakujące, że Nino Baciaszwili, która ma wyższy ranking niż dwie zawodniczki z pierwszej drużyny, zagrała na 1 szachownicy w Gruzji 2. Do tego zagrała bardzo dobrze, uzyskując ranking ponad 2500. Z nią w składzie rywalizacja o 1 miejsce byłaby dużo bardziej zażarta.
Na najniższym stopniu podium stanęły Azerki, dla których to chyba pierwszy medal w historii [Edit: Jak zauważył Przemysław Jahr, Azerki skończyły na najniższym stopniu podium także DME 1992]! Przed zawodniczkami z tego kraju rysuje się świetlana przyszłość – w Azerbejdżanie jest klimat dla szachów, a talentów nie brakuje – dość powiedzieć, że na pierwszych dwóch deskach grały zawodniczki urodzone w latach 2000 oraz 2001. Wynik Azerek mógłby być jeszcze lepszy, ale zaczęły one od fatalnej porażki w drugiej rundzie 0,5-3,5 z Hiszpankami, które na mecie były 20. W późniejszej fazie ta młoda ekipa zdołała się jednak podnieść i grała naprawdę rewelacyjnie, remisując zarówno z Rosją, jak i Gruzją. Dodatkowym smakiem obok zdobycia medalu jest to, że w kluczowym starciu doszło do pojedynku Azerbejdżan – Armenia, zakończonego minimalnym zwycięstwem tych pierwszych.
**********
DME już za nami, ale w najbliższym czasie będzie się działo. Radek Wojtaszek zaraz leci do Hamburga na Grand Prix FIDE, a ja będę miał możliwość uczestniczenia w Klubowym Pucharze Europy. Na pewno coś o tym wspomnę! Zapraszam ponownie!
Zródło zdjęcia: FB Polskiego Związku Szachowego
Drobna uwaga, Azerki zdobyły brązowy medal na pierwszych DME kobiet, Debreczyn 1992. Pozdrawiam Mateuszu 🙂
Zawsze uważny! Dzięki!