Mistrzyni Polski juniorek do lat 16 w wywiadzie dla strony Polonii opowiada m.in. o tym, jak w Jastrzębiej Górze zdobyła upragniony złoty medal. – Do ostatniej chwili walczyłam o wygraną w turnieju. Ostatnia partia trwała kilka godzin i dopiero wtedy, gdy na szachownicy zostały tylko króle i pionki, nastąpił przełom na moją korzyść – mówi Ola Dadełło.
Jak się czuje świeżo upieczona mistrzyni Polski do lat 16 w szachach?
ALEKSANDRA DADEŁŁO: – Bardzo dobrze. Ten złoty medal to wielkie szczęście i pozytywne zaskoczenie. Wszyscy moi bliscy są bardzo szczęśliwi, ja również. Po powrocie z mistrzostw zostałam bardzo miło przyjęta w domu przez rodzinę, przez przyjaciół, znajomych. Naprawdę jestem szczęśliwa (śmiech).
W pierwszej rundzie przegrałaś z Joanną Ostrowską i nic nie zapowiadało końcowego sukcesu.
– To prawda, był mały falstart. Ale zacznijmy od tego, że ja się nie spodziewałam aż tak dobrego wyniku na koniec. A po pierwszej rundzie to miałam tylko nadzieję, że nie wypadnę z najlepszej dziesiątki. Ale byłam w dobrej formie, miałam też trochę szczęścia, no i się udało.
Trenerzy mówią, że po tej porażce w kolejnych rundach grałaś na luzie i to pomogło odnieść sukces.
– Cały turniej grałam na luzie i to mi chyba rzeczywiście pomogło (śmiech). Wiedziałam, że dam z siebie wszystko, ale nie zakładałam jakiegoś konkretnego celu w postaci danego miejsca. Okazało się, że pierwszą partię przegrałam, w drugiej partii też grałam średnio, ale przeciwniczka była słabsza i udało się wygrać. Później już z rundy na rundę było coraz lepiej i nie miałam problemów z wygrywaniem kolejnych partii, mimo że rywalki też były coraz mocniejsze. Presja w szachach to jest okropna rzecz. Kiedyś grałam już z pierwszym numerem startowym i skończyłam zawody na 13. miejscu. Wtedy po prostu zawaliłam tamten start. Ale teraz miałam czwarty numer startowy i udało się pokonać dziewczyny, które miały wyższe numery.
Kluczowa była wygrana w przedostatniej rundzie z Mariolą Woźniak?
– Zdecydowanie! Od wyniku tego meczu zależało, czy będę się liczyć w walce o medale. Po zwycięstwie wiedziałam już dwie rzeczy – że będę w najlepszej szóstce, która kwalifikuje się do udziału w mistrzostwach Europy i świata oraz, że już tylko ode mnie zależy, czy wywalczę złoto.
W ostatniej rundzie, gdy trzeba było postawić kropkę nad i, pokonałaś ubiegłoroczną zwyciężczynię Annę Marczuk.
– Myślę, że przeciwniczka była pod większą presją niż ja. W ogóle muszę przyznać, że mój rocznik jest bardzo silny i wyrównany. Do ostatniej chwili walczyłam o wygraną w turnieju. Ostatnia partia trwała kilka godzin i dopiero wtedy, gdy na szachownicy zostały tylko króle i pionki, nastąpił przełom na moją korzyść.
Która partia była dla Ciebie najtrudniejsza?
– Najtrudniejsza była chyba ostatnia partia, bo grałam ze świadomością, że zwycięstwo da mi złoty medal. Wtedy już towarzyszył mi stres – chyba pierwszy raz w tych zawodach. Sytuacja na szachownicy zmieniała się kilka razy, a w głowie kotłowały się myśli co będzie dalej – raz przewagę miała rywalka, raz ja. Odetchnęłam z ulgą dopiero w momencie, gdy było jasne, że wygram tę partię.
Teraz czas na odpoczynek od szachów?
– Teraz przede wszystkim czas na szkołę, tym bardziej że za trzy tygodnie mam egzaminy. Na pewno jednak potem będę dalej trenowała i grała w szachy. W perspektywie są starty w mistrzostwach Europy i świata, gdzie chciałabym osiągnąć jakiś przyzwoity wynik.
Podobno grę w szachy łączysz z inną, ciekawą pasją…
– Tak, gram na perkusji. To zdecydowanie moja największa pasja, chyba nawet większa niż szachy. Na perkusji nie gram jednak tak długo, jak w szachy, więc aż tak dobrze mi nie idzie, ale się staram (śmiech). Dzięki szachom nie mam problemu z logicznym myśleniem podczas grania na perkusji, które angażuje przecież jednocześnie wszystkie kończyny.
gratulacje od roddzinki z giżycka