Od 12 do 22 listopada w islandzkim Reykjaviku odbędą się Drużynowe Mistrzostwa Europy w szachach. O analizę możliwości polskich drużyn zapytaliśmy kapitana Polonii Mateusza Bartla, który będzie jednym z trojga reprezentantów Polonii w tych zawodach.
Za nieco ponad tydzień początek DME w Reykjaviku. Jak Twoja forma przed tymi zawodami?
MATEUSZ BARTEL: – Na to pytanie nie znam odpowiedzi, gdyż łaska mej formy na pstrym koniu jeździ! Mam jednak nadzieję, że będzie lepiej niż ostatnio… Byłoby ze mną naprawdę źle, gdybym był zadowolony z ostatnich występów. Tak naprawdę w tym roku, poza startem na ME, nie mam się czym pochwalić, a pozostałe występy to, mniejsze lub większe, rozczarowania.
Nie będziesz jedynym reprezentantem Polonii w DME. Twoim zdaniem nasze panie – z Jolą Zawadzka i Iwetą Rajlich w składzie – stać na walkę o medal? Kto będzie ich najgroźniejszym rywalem?
– Jak zwykle cele pań i panów są różne. Wynika to z prostej rzeczy – u kobiet rywalizacja jest dużo mniejsza. Wystarczy rzut oka na listy startowe – nasza panie mają średni ranking 2417, co daje im czwarte miejsce. Od pierwszej trójki odstają jednak wyraźnie – Gruzinki, Rosjanki i Ukrainki mają odpowiednio 2517, 2513 oraz 2499, co oznacza, że średnio na każdej szachownicy są o klasę lepsze. Mimo tego, Polki realnie mogą – i powinny – walczyć o medale, bo wystarczy potknięcie jednej z tych drużyn i droga do podium jest otwarta. Warto przy tym dodać, że liczba drużyn, które mogą powalczyć z czołówką jest mocno ograniczona – 11 w tabeli Hiszpanki mają zaledwie 2314 rankingu średniego, czyli 100 punktów mniej od Polek. To duża różnica, a przecież to zaledwie 11 numer!
U panów konkurencja jest większa?
– U panów stawka jest dużo bardziej wyrównana, co z jednej strony sprawia, że łatwiej powalczyć o złoty medal, będąc niżej rozstawionym, ale jednocześnie każdy punktu jest trudny do zdobycia. W 100 punktach różnicy między rankingami średnimi (2743 do 2642) w turnieju męskim mieści się aż 11 drużyn, czyli znacznie więcej niż 3 w turnieju pań. Do tego dochodzi także wyrównana stawka w środku tabeli. W efekcie, już pierwsza runda bywa trudna – wystarczy przypomnieć, że dwa lata temu w Warszawie faworyzowani Rosjanie zaczęli od 2,5-1,5 z Serbią, a w drugiej rundzie nawet przegrali 1,5-2,5 z Turkami! W turnieju pań to zupełnie nierealne.
Jakie atuty przemawiają za naszą męską drużyną?
– Nie należymy do faworytów, ale jednak swoje atuty mamy – reputacja Radka Wojtaszka jest znana, a on sam jest gwarantem solidnej gry. Dochodzi do tego młodzieńczy ogień Janka Dudy, który ostatnio jest w gazie. Jeśli pozostała trójka zawodników dorzuci coś od siebie – powinno być nieźle. Pytanie oczywiście co to znaczy nieźle…
Z jakiego wyniku męskiej drużyny będziesz zadowolony?
– Chciałbym, żebyśmy w ostatniej rundzie grali na jednej z trzech pierwszych szachownic. Nie oznacza to jeszcze wysokiego miejsca, ale sprawiłoby, że liczylibyśmy się w walce o medale do samego końca. Podobnie jak rok temu na Olimpiadzie Szachowej, którą kończyliśmy na pierwszym stole. Co prawda, nawet wygrana nie dawałaby nam medalu, ale tak czy owak – kończenie zawodów na najwyższej szachownicy to miła sprawa.
Kogo widzisz w gronie faworytów do medali?
– Nie będę odkrywczy, gdy u kobiet wytypuję pierwsze trzy drużyny z listy startowej. U panów trudniej wytypować, ale nie zdziwię się jak podium sprzed dwóch lat – może w innej kolejności – się powtórzy. Choć oczywiście, mam nadzieję, że w obu turniejach zamieszają polskie drużyny.