O występie męskiej prezentacji Polski na Olimpiadzie Szachowej w Baku, celebrowaniu sukcesu kobiecej drużyny oraz nadchodzącym zjeździe Drużynowej Ekstraligi rozmawiamy z kapitanem Polonii Wrocław Mateuszem Bartlem.

7. miejsce męskiej drużyny na Olimpiadzie Szachowej to z jednej stronyBartel wysoka lokata patrząc przez pryzmat ostatnich lat i naszych wyników na takich zawodach, ale z drugiej strony pozostał chyba mały niedosyt?

MATEUSZ BARTEL: – Zależy jak patrzeć na nasz wynik. Przed startem marzyliśmy o wyższych lokatach, ale także o tym, by powalczyć z najlepszymi z najlepszych. Życie szybko zweryfikowało nasze marzenia i utraty punktów z niżej notowanymi rywalami sprawiły, że już po 8 rundach większość naszych marzeń poszła w zapomnienie. Na szczęście, na końcu pokazaliśmy charakter, wygrywając 3 ostatnie mecze „o honor”. Nieoczekiwanie, okazało się, że dobry finisz dał nam zupełnie przyzwoitą lokatę i patrząc właśnie przez pryzmat przebiegu zawodów, nie mamy prawa do narzekań.

Który mecz najbardziej siedzi w głowie i chcielibyście go rozegrać jeszcze raz?

– Myślę, że każdy mecz, w którym straciliśmy punkty, bardzo nas bolał. Wszystkie z tych drużyn były do ogrania. Mnie, oczywiście, bardzo bolą obie porażki indywidualne – to kosztowało drużynę porażkę z Kubą i remis z Mołdawią. W obu partiach miałem swoje szanse – w jednej na wygraną, w drugiej na remis – ale straciłem je frajersko. Tego żałuję, bo zwłaszcza mecz w 3 rundzie, z Kubą, mógł sporo zmienić. Dobry start mógłby nam dodać wiatru w żagle.

Jak oceniasz swój indywidualny wynik?

– Spore straty rankingowe nie kłamią – zagrałem źle. Zwłaszcza w środku turnieju, między 3 a 8 rundą moja gra nie wyglądała dobrze. Brakowało wszystkiego, a do tego wpadałem w niedoczasy – co normalnie mi się nie zdarza. Na finiszu, podczas 3 ostatnich rund (gdzie grałem 3 razy białymi, co też ma swoje znaczenie), radziłem sobie lepiej i gdybym nieco lepiej rozegrał 10 rundę, to prawie w całości zamazałbym złe wrażenie z mojej gry. Mimo to, obiektywnie, słaba gra naszej drużyny w środku turnieju, to między innymi, a może przede wszystkim, moja wina.

Jak układała się współpraca w polskiej drużynie pomiędzy poszczególnymi zawodnikami? Pomagaliście sobie w przygotowaniach do partii?

– Jak zwykle, w drużynie panowała dobra, przyjacielska atmosfera, i jeśli zachodziła taka potrzeba, to służyliśmy sobie radą.

Przed wyjazdem do Baku miałeś nadzieję, że zawody będą stały na wyższym poziomie organizacyjnym niż w latach poprzednich. Rzeczywiście tak było?

– Tak, moje przeczucia sprawdziły się niemal w stu procentach. Większość rzeczy była dopięta na ostatni guzik. Oczywiście, były pewne niedociągnięcia, ale jeśli chodzi o całość, Baku zrobiło znakomite wrażenie.

Celebrowaliście jakoś wspólnie z kobiecą drużyną sukces w postaci srebrnego medalu?

– Tak, dziewczyny zaprosiły nas na szampana do Sky Baru w hotelu Hilton. Niestety, świętowanie było czysto symboliczne, bo już o 2 rano część drużyny musiała wracać do Polski. A szkoda, bo okazja do zabawy była przednia.

Olimpiada już za nami a przed nami Ekstraliga i zjazd we Wrocławiu. Po pierwszym zjeździe Votum Polonia jest jedyną drużyną, która może pochwalić się kompletem zwycięstw. Rozumiem, że cel na II zjazd to podtrzymanie tej passy?

– Oczywiście, jest to naszym celem, bo mamy przed sobą spotkania z trzema, potencjalnie słabszymi, rywalami. Przed nami jednak trudna walka i o kolejne 6 punktów meczowych będzie bardzo ciężko.

Fot. Archiwum