Kolejną zawodniczką Polonii Wrocław, którą poprosiliśmy o podsumowanie Budimex Indywidualnych Mistrzostw Polski Kobiet, jest Iweta Rajlich, która w tych zawodach zajęła 7. miejsce. – Zważywszy na to, że łączyłam granie z opieką nad córeczką, uważam wynik 50 procent przed ostatnią rundą za dobry. Dzięki serdeczności sędziów udawało mi się grać i karmić 4,5-miesięczną Helenkę średnio 2 razy w czasie partii – mówi.
Cztery punkty i 7. miejsce w tegorocznych IMPK – jaki Pani oceni swój występ?
IWETA RAJLICH: – Cieszę się, że udało mi się nie spóźnić ani razu na partie. Cieszę się że udało mi się zagrać kilka dobrych partii. Nie jestem zachwycona wynikiem (z minus jeden) bo 7. miejsce to jedne z najgorszych, jakie w tym turnieju miałam. Zważywszy na to, że łączyłam granie z opieką nad córeczką, uważam wynik 50 procent przed ostatnią rundą za dobry. Przegrana w ostatniej partii to była ta różnica miedzy słabym 7. miejscem, a całkiem dobrym 5. Na pocieszenie mam to, że w trackie mistrzostw mój 7-letni syn wygrał dwa swoje turnieje .
Chyba każdy zawodnik woli zaczynać turniej od gry białym kolorem. W wyniku losowania Pani IMPK zaczęła od dwóch rund czarnymi i dwóch przegranych – z Alicją Śliwicką i Joanną Majdan. Taki start miał psychologiczne znaczenie na dalszy przebieg turnieju w Pani wykonaniu?
– Białymi gra się łatwiej – można np. pozwolić sobie na granie na głowę, bez przygotowania. Mam ogromne doświadczenie, więc grając białymi raczej się nie bałam, że wpadnę w tarapaty. Partia ze Śliwicką, w której przegrałam końcówkę z pionkiem więcej, trochę wyprowadziła mnie z równowagi, bo straciłam koncentrację w okolicach ruchu 38-42 i z wygranej zrobiło się 0 Po szybkim zagraniu ruchów 39 i 40 pobiegłam do córeczki na dół (dzięki serdeczności sędziów udawało mi się grać i karmić 4,5-miesięczną Helenkę średnio 2 razy w czasie partii). Po tej partii już wiedziałam, że będą gorsze i lepsze momenty i że nie sposób zachować pełnej koncentracji. Ponieważ jestem uparta, następnego dnia powtórzyłam pasywnego Filidora i nie wyszłam z debiutu z Joanną Majdan, której technika realizacji przewagi w partii ze mną była na bardzo wysokim poziomie. Start bardzo marny, ale każdą partię starałam się grać oddzielnie. Po takim starcie wynik 50 procent przed 9 partią to całkiem OK.
Która partia była najtrudniejsza, a którą wspomina Pani najmilej?
– Bardzo dobrze grało mi się partie z Anią Warakomską i z Jolą Zawadzką. Najtrudniej było mi grać z Moniką Soćko, bo tego dnia wybitnie moja koncentracja „skakała”, co widać w partii – w czasie partii miałam wrażenie, że to jakaś loteria i byłam na siebie zła za zagranie kilku naprawdę głupich ruchów. W dodatku przed partią z Moniką teoretycznie jeszcze miałam szanse na bardzo dobry wynik. Najmilej wspominam partię z Anią Warakomską, bo moi przyjaciele mi wtedy kibicowali, ucieszyli się bardzo, że wygrałam i odprowadzili do domu.
Jola Zawadzka po zdobyciu złota mówiła, że obsada tych zawodów była chyba możliwie najsilniejsza. Czy Pani zdaniem poziom gry zawodniczek na IMPK w ostatnich latach rośnie?
– Trudno mi powiedzieć czy to prawda, ale za to zauważyłam, że wszystkim zawodniczkom bardzo zależało i że dawały z siebie bardzo dużo, aby grać dobre partie i wygrywać!
Na koniec tradycyjne pytanie – jakie ma Pani plany startowe na najbliższe miesiące?
– Mam nadzieję, że jak mnie mąż nie wywiezie na wakacje za ocean, to przylecę do Warszawy na Najdorfa!
Fot. Walusza Fotografia oraz Archiwum I. Rajlich
Zostaw komentarz