Po powrocie z turnieju Moscow Open szachista Polonii opowiada po swoich wrażeniach, a także błędach jakie popełnił w końcówce turnieju, gdy do normy na tytuł arcymistrza zabrakło mu zaledwie 0,5 pkt. – Za bardzo zależało mi na wyniku, a kiedy wygrałem trzecią partię, to zacząłem myśleć o wygraniu turnieju, a normę uznałem za pewniak. Niestety, porażka w 7. partii z GM Ulvim Bajaranim (2494) zniszczyła fundamenty moich celów i w głowie zaczął robić się chaos – komentuje Daniel Sadzikowski.
Z jakimi wrażeniami wracasz ze stolicy Rosji? Moscow Open organizowane jest chyba z dużym rozmachem?
DANIEL SADZIKOWSKI: – Turniej był profesjonalnie przygotowany. Wraz z Anią Iwanow (startowała w równolegle rozgrywanym turnieju kołowym – przy. red.) mieliśmy bardzo dobre warunki na sali gry. Na zakończeniu było dużo wpływowych ludzi, co potwierdza, że w tym kraju szachy stoją bardzo wysoko. Niestety, nie było czasu nic zobaczyć, ponieważ codziennie były rundy i mieliśmy też lekkie problemy ze zmianą strefy czasowej.
Długo wydawało się, że wypełnisz normę na tytuł arcymistrza. Ostatecznie zabrakło naprawdę niewiele…
– Z początku grałem bardzo dobrze. Po dwóch remisach z GM Daniilem Dubovem (2632) oraz IM Daniilem Yuffą (2469), w których miałem duże szanse na zwycięstwo, zagrałem szaloną partię z IM Davidem Paravyanem (2435), którą udało mi się ostatecznie wygrać. Następnie zagrałem poprawną partię z GM Samvelem Ter-Sahakyanem, choć w debiucie po 7.f4? przeoczyłem bardzo silną kontynuację 7…d5!, po której mój przeciwnik miałby poważne kłopoty. Paradoksalnie, swoją najgorszą partię uznaję za zwycięską z Alexandrem Predke (2537). Po debiucie stanąłem fatalnie, a po grze środkowej pozycja była tzw. „do jednej bramki”. Dodatkowo miałem fatalny czas, ale zacząłem stwarzać praktyczne problemy przy jego królu i okazało się, że to on miał większy niedoczas przed kontrolą, co skutkowało jego kilkoma błędami i z kompletnie przegranej pozycji udało mi się uratować tę partię z nawiązką. Za najładniejszą partię uznaję tę z IM Maksimem Vavulinem (2453). Próbowałem oszukać przeciwnika w debiucie stosując przestawienie posunięć, by nie dostał swojej ulubionej pozycji. Otrzymałem dosyć przyjemną i aktywną grę, i po dokładnej realizacji przewagi zdobyłem figurę i wygrałem partię.
Po sześciu rundach byłeś wiceliderem. Co się stało na finiszu turnieju, że z ostatnich trzech partii zdobyłeś tylko 0,5 pkt.?
– Nie wytrzymałem psychicznie. Za bardzo zależało mi na wyniku, a kiedy wygrałem trzecią partię, to zacząłem myśleć o wygraniu turnieju, a normę uznałem za pewniak. Niestety, moje podejście było złe i porażka w 7. partii z GM Ulvim Bajaranim (2494) zniszczyła fundamenty moich celów i w głowie zaczął robić się chaos. Przed 8. partią z GM Vladimirem Belousem (2577) przygotowywałem ruch 1.d4 przez 3 godziny, po czym 30 min przed rundą zmieniłem na 1.e4. Byłem niepewny i bojaźliwy, ale po to się zbiera doświadczenie, by w przyszłości tych błędów nie powtarzać. W ostatniej partii z IM Olexandrem Bortnykiem zaczęło się dobrze, bo po debiucie od razu wyrównałem, ale znów zacząłem czuć się zbyt pewny siebie. Wpadłem w niedoczas i w grze środkowej popełniłem kilka strategicznych błędów, co spowodowało porażkę w ostatniej rundzie i ostateczne zajęcie 5. miejsca.
Gdybyś mógł te przegrane partie zagrać jeszcze raz, to zmieniłbyś taktykę? Zagrał bardziej agresywnie?
– Przede wszystkim wyłączyłbym myślenie o migdałach i skupił się na grze. Najważniejsze jest to, że wiem nad czym muszę pracować.
Już za 2 tygodnie ME w Jerozolimie z Twoim udziałem. Jak będą wyglądały te dwa tygodnie przed startem? Intensywne treningi, czy może przeciwnie – trochę odpoczynku od szachów?
– Planuję trochę odpocząć i nabrać siły, ale także poprawić błędy z Moskwy. Zastanawiam się nad wyjazdem na narty, ale nie chcę się też połamać przed ważnymi imprezami.